Porozmawiajmy o śmierci

Dla osób które, preferują czytanie od słuchania przygotowaliśmy streszczenie naszej rozmowy z wydarzenia “O tym (nie) rozmawiamy – live o śmierci”. 

Przeczytanie tej rozmowy zajmie Ci ok. 10 minut.

Rozmawia Adam Hałaczkiewicz – psycholog, psychoterapeuta, twórca “Stratosfery” z Natalią Wójcik (Nurty; Fundacja Bez Klamek).

NW: Adam, skąd u Ciebie zainteresowanie tematem śmierci?

AHOd czasów studiów interesowałem się medytacją, odmiennymi stanami świadomości czy filozofią i wierzeniami Dalekiego Wschodu. Między wierszami w tych obszarach pojawiał się również temat śmierci. Przeżyłem utratę bliskiej osoby, a potem żałobę związaną z tą stratą. Niedługo po tym, podróżując po Indiach miałem okazję wziąć udział w warsztatach poświęconych duchowej opiece nad umierającymi, podczas których uczyłem się jak z perspektywy buddyjskiej podchodzi się do śmierci oraz o korzyściach płynących z otwartego i pragmatycznego podejście do umierania i żałoby. Po powrocie brałem również udział w warsztatach organizowanych przez Instytut Dobrej Śmierci poświęcony pracy z osobami w żałobie, a także zaangażowałem się w prowadzenie Death Cafe, czyli spotkaniach, podczas których rozmawia się o śmierci przy kawie i ciastku.

Może warto zadać sobie pytanie, które pewnie pojawia się u wielu osób zainteresowanych tą rozmową: dlaczego właściwie rozmawiać o śmierci?

AH: Można odpowiedzieć na to pytaniem dlaczego nie rozmawiać o śmierci? Śmierć jest naturalnym zjawiskiem, dotyczącym każdego żywego organizmu bez względu na jego wielkość, poziom rozwoju czy złożoność struktur. Tendencją energii i materii jest zwiększanie stanu nieuporządkowania, czyli entropii. Organizmy na każdym poziomie próbują jak tylko to możliwe sprzeciwiać się tej tendencji. Ostatecznie jednak chaos i rozkład pokonuje każdy organizm. Joan Halifax, nauczycielka zen i dyrektorka Upaya Zen Centre często przywołuje fragment Mahabaraty gdzie król Yudhistira mówi: „Najbardziej zadziwiającą rzeczą w świecie jest to, że wszyscy ludzie dookoła nas będą umierać a my nie wierzymy, że to może spotkać także nas.”

Buddyści powtarzają, że życie jest nierozerwalnie połączone ze śmiercią, a każdy oddech zbliża nas do niej – można powiedzieć, że z prostej przyczyny naszych narodzin musimy umrzeć.

W takim razie jak myślisz, dlaczego nie rozmawia się o śmierci?

AH: W czasach antycznych, w średniowieczu ale także później np. w erze wiktoriańskiej śmierć zajmowała zaszczytne miejsce w dziełach kultury Zachodu. “Memento mori” czyli „Pamiętaj o śmierci” to koncept wywodzący się z klasycznej filozofii. Stoicy powiadali, że nauczyć się dobrze żyć, to nauczyć się dobrze umierać i odwrotnie. Np. Cyceron mówi, że „filozofować jest nie co insze, jeno gotować się się do śmierci”. Symbolizm „memento mori” pełni funkcję przypominania człowiekowi o nieuchronności śmierci. W alegorycznym tańcu śmierci – danse macabre – kościotrup prowadzi korowód ludzi wszystkich stanów ukazując równość istot wobec śmierci.

W którymś jednak momencie śmierć zaczęła stawać się tematem tabu. W drugiej połowie XIX w. zaczął się proces, w którym śmierć zaczęła być spychana, pomijana, niezauważana. Miasto przestało się zatrzymywać na widok karawany z trumną.

Filip Aries, francuski antropolog wskazuje też na zmiany jakie zaszły w stosunku do samego momentu umierania. Dawniej osoba, która poczuła, że umiera wołała najbliższych by przekazać swoją wolę, podzielić się tajemnicami, pożegnać się. Wołano księdza, a on w procesji przychodził z komunią świętą.

Natomiast w pewnym momencie zaczęło panować przekonanie, że lepiej podtrzymywać umierającego przy nadziei, ukrywając przed nim fakt zbliżającej się śmierci. Chory umierał w ukryciu, w samotności, bez pożegnania, a ksiądz przychodził już do denata, nie mogąc udzielić sakramentu. Ludzie zaczęli postrzegać śmierć jako plugawą czy nieprzyzwoitą. Coś czego należy unikać, a z pewnością nie pokazywać publicznie.

Dawniej, zapachy wydzielin towarzyszące opiece nad umierającymi domownikami były czymś normalnym, wpisanym w prozę życia. Wraz z rozwojem medycyny i wiedzy o higienie umieranie przeniosło się do septycznych sal szpitalnych. A sam proces umierania stał się czymś obrzydliwym i niepożądanym.

Zmienił się także język w jakim mówi się o śmierci. Dla wielu osób śmierć jest tematem zbyt intymnym i delikatnym by tak po prostu o niej opowiadać. Śmierć jest zbyt bezpośrednia by mówić o niej wprost, jak pornograficzne zdjęcie, które należy szybko zasłonić. Raczej używa się metafor i eufemizmów, gdy mówimy o umieraniu. Badaczka języka Kate Burridge twierdzi że, „tabu zapewnia żyzną glebę dla rozkwitania słów a im potężniejsze tabu tym, bogatszy wzrost”.

Mówi się np. że, ktoś nas opuścił, że udał się w ostatnią podróż, że odszedł, że przeszedł na drugą stronę, że zaczął nowe życie, że poszedł do nieba, że udaje się na tęczowy most…

AH: Metafory te mogą być ciekawymi drogowskazami, tego jak ludzie ustosunkowują się do śmiertelności, jakie mają wizje czy fantazje na to co dzieje się po śmierci. Epitafia z nagrobków często przyjmują formę takich metafor. W ubieraniu śmierci w metafory szczególnie kreatywni jesteśmy wtedy, gdy mamy rozmawiać o śmierci z dziećmi. Być może mamy intencje ochrony dziecka przed trudną prawdą, a może też sami boimy się konfrontacji z własną śmiertelnością.

Czy jednak unikanie mówienia wprost nie prowadzi do większego zamętu?

AH: Właśnie – co może pomyśleć dziecko gdy mówimy, że ktoś „poszedł do nieba”? Czy naturalnym pytaniem nie jest: Kiedy wróci? Albo: Gdzie jest droga prowadząca do nieba? Albo: Czy mogę go tam odwiedzić?

W rozmowach, często pojawia się motyw personifikacji śmierci. Wizja zakapturzonej postaci z kosą lub kościotrupa wyłaniającego się z cmentarnej ziemi choć makabryczna, daje nadzieję, że śmierć przynosi jakaś postać podobna do nas: mająca uczucia, osobowość czy intencje. Skoro tak, to możemy jakoś na nią wpłynąć, przekonać by przyszła w innym czasie lub do kogo innego. W badaniach antropologicznych znajdziemy liczne formy personifikowania zjawisk naturalnych. Ten zabieg możemy interpretować jako dążenie do uzyskania większej kontroli nad własnym przeznaczeniem, a co za tym idzie –radzenia sobie z trwogą.

Czyli może chodzić o poczucie bezpieczeństwa, które możemy sobie zapewnić przez pozorną kontrolę?

AH: Śmierć jest jednym z fenomenów niepodlegającej ludzkiej kontroli. Trudno się na nią przygotować, nie da się jej doświadczyć w kontrolowanych warunkach, nie ma świadków, którzy mogliby nam opowiedzieć jak to jest umrzeć. To budzi lęk.

Ernest Becker w swojej książce „Zaprzeczenie śmierci” stawia tezę, że większość działań czynionych przez ludzkość służy, albo unikaniu albo ignorowaniu faktu, że śmierć jest nieunikniona. Myśl tę rozwijali dalej Salomon, Pyszczyński i Greenberg przekształcając w Teorię Opanowywania Trwogi (ang. Terror Managament Theory). Konflikt między instynktem samozachowawczym a świadomością, że śmierć jest nieunikniona prowadzi do pojawienia się podstawowego lęku egzystencjalnego, czyli trwogi. Próby radzenia sobie z nim polegają na unikaniu (eskapizmie) oraz przyjęciu pewnych kulturowych przekonań, zawierających sensowną i stabilną koncepcję rzeczywistości–zespołu zasad i wytycznych, wokół których człowiek buduje poczucie własnej wartości oraz obietnicę dosłownej lub symbolicznej nieśmiertelności dla tych, którzy będą żyć zgodnie z tymi normami. Inaczej mówiąc przyjęcie takiej obrony równoważy marność jednostki (reprezentowanej przez nieuniknioną śmierć) z poczuciem  znaczenia zapewnianym przez symbole kulturowe.

Jak działają te strategie ochrony?

AH: Strategie te możemy z podzielić na te zapewniające poczucie, że ktoś jest częścią czegoś większego (państwa, rodu, gatunku), które przetrwa pomimo śmierci jednostki albo na strategie, które mają stworzyć symboliczną tożsamość przewyższająca naturę biologiczną np. osobowość jako coś ponad zbiorem komórek.

Niezależnie od teorii opanowania trwogi, Irvin Yalom przedstawia próby poradzenia sobie z lękiem egzystencjalnym poprzez szukanie wybawcy od śmierci lub utrzymywaniu mitu o własnej nieśmiertelności. Człowiek zawieszony jest między dwoma biegunami: szuka ukojenia w byciu częścią większej grupy lub w dążeniu do osiągnięcia wyjątkowości jako indywiduum. Z jednej strony lęka się zaniknięcia (wchłonięcia przez grupę, zatracenia indywidualności) z drugim strony towarzyszy mu lęk przed odrzuceniem przez grupę, zazdrością a wreszcie samotnością.

Wydaje się, że to coś co towarzyszy ludzkości od bardzo dawna…

AH:Ludzie od zarania dziejów próbują poznać śmierć i nauczyć się dobrze umierać. Równolegle nie brakuje takich, którzy próbują ścigać się z nią albo bezpośrednio wyrwać się spod jej panowania. Pierwsza zapisane dzieła literackie ludzkości, czyli „Eposy o Gilgameszu“, a ściślej mówiąc „Gilgamesz, Enkidu i świat podziemny” opowiada o uwięzieniu Enkidu w świecie podziemnym i próbach Gilgamesza wydostania go stamtąd.

Próby wydostania kogoś z rąk śmierci znajdziemy również w bliższej nam kulturowo mitologii greckiej, gdzie Orfeusz schodzi do Hadesu by wyciągnąć z niego Persefonę. Syzyf zaś uwięził Tanatosa boga śmierci by móc cieszyć się nieśmiertelnością.

W mitologii chińskiej podobną postacią jest Wu Gang, który przez swoje próby oszukania boskich praw skazany został na pobyt na księżycu i ścinanie w nieskończoność drzewa cynamonowego. Współcześnie, idee walki ze skończoną naturą ludzkiej kondycji możemy odnaleźć w ruchu transhumanistycznym. Dużą wiarę w osiągnięcie nieśmiertelności kładzie się w nauce i technologii. Dmitry Itskov, założyciel Inicjatywy 2045, pisze, że głównym celem jego naukowego mega-projektu jest transfer osobowości do bardziej zaawansowanego, niebiologicznego medium oraz wydłużenie życia do momentu uzyskania nieśmiertelności.

Irvin Yalom uważa, że strach przed śmiercią odgrywa ważną rolę w naszym wewnętrznym doświadczeniu. Śmierć stale pomrukuje groźnie pod powierzchnią życia i wywiera przemożny wpływ na zachowanie, stanowi też pierwotne źródło lęku, a więc ogromny wysiłek wkładamy by ten lęk okiełznać. Stanowi też podłoże wielu psychopatologii. Yalom podkreśla, że granica biologiczna między życiem a śmiercią jest dość jasna, ale pod względem psychologicznym życie i śmierć zlewają się w jedno. Jak już wcześniej mówiłem, niedostrzeganie nieuchronności naszej śmierci jest paradoksalne. Rozważania na jej temat nie muszą nas zubażać, mogą wręcz wzbogacać nasze życie. Yalom nawiązuje do myśli Martina Heideggera. Twierdzi, że “świadomość śmierci, gdy pojawia się, przenosi nas z jednego sposobu istnienia w inny (wyższy)“. Ze stanu zanurzenia w codziennym rozrywkach, bezrefleksyjnego podążania za głosem (zewnętrznym lub uwewnętrznienionym) człowiek przechodzi w stan świadomości siebie, zadziwienia tym, że rzeczy są, jest świadomy własnego bycia – jego kruchości ale także własnej odpowiedzialności za swoje bycie.

Człowiek akceptuje swoje możliwości i ograniczenia, konfrontuje się z absolutną wolnością i nicością – i w ich obliczu doświadcza lęku, a nie ucieka od niego. Dzięki świadomości własnej śmiertelności, człowiek może zacząć żyć życiem autentycznym.

Czy są jakieś badania na ten temat?

AH: W przytoczonych przez Yaloma badaniach, Russel Noyes przebadał dwieście osób, które o włos minęły się ze śmiercią. 23 procent z nich twierdzi, że w wyniku tego doświadczenia docenili krótkość i wartość życia, nabrały apetytu na życie, nauczyły się żyć chwilą, wyraźniej widzieć swoje otoczenie i żywiej reagować na nie. Stały się świadome życia i bardziej cieszyły się tym co teraz wiedząc, że wszystko może skończyć się w każdej chwili.

Yalom odwołując się do swojej wieloletniej praktyki, gdy pracował z osobami śmiertelnie chorymi na raka, zauważył zaskakujące przemiany wewnętrzne pacjentów, które można scharakteryzować jako “rozwój osobisty”:
– Przeorganizowanie życiowych priorytetów
– Poczucie wyzwolenie od robienia rzeczy,. których się nie chce robić
– Życie tu i teraz, zamiast odkładania go na “potem” (np. czas emerytury)
– Żywy odbiór i docenianie podstawowych faktów życia np. zmian pór roku
– Pogłębienie komunikacji z bliskimi
– Zmniejszenie obaw związanych z innymi ludźmi, mniejszy strach przed odrzuceniem, większa gotowość do podejmowania ryzyka.

Jakie sytuacje oprócz bezpośredniego zagrożenia życia czy zdrowia mogą zaktywizować świadomość śmierci?

AH: Faktycznie w przypadku zagrożenia życia jak wypadek, napad z bronią w ręku, kataklizm czy diagnoza poważnej choroby, w jednym momencie zdajemy sobie sprawę, że możemy umrzeć. Ten moment może otworzyć nas na refleksję. Nagle zastanawiamy się, jakie było nasze życie. Jak mówiłem wcześniej, stwarza to okazję do przeorganizowania życiowych priorytetów, skupieniu się na tu i teraz, wprowadzeniu zmian itd.

Świadomość śmierci może się również zaktywizować, gdy umiera bliska nam osoba. W przeżywanej żałobie mogą pojawić się myśli na temat własnej śmiertelności, np. tego że ja będę następny, albo, że śmierć z tej dotykającej jakichś tam ludzi, dotyka moich bliskich, dotyczy również mnie. Takim wnioskom może towarzyszyć szereg emocji smutek, rozpacz, strach czy złość – nie są to łatwe ani obojętne wglądy.

Natomiast myślę. że obcowanie z tematem śmierci może być pomocne dla oswojenia lęku. Może więc warto zacząć rozmawiać o śmierci już teraz, nie czekając aż coś się nam przydarzy? Może i część z nas chciałaby porozmawiać o umieraniu. Ale jakoś tak nie wypada, nie ma okazji, nie wiadomo jak zacząć albo co najgorsze rozmawiając o śmierci zaprosimy ją do domu. Wkraczamy w rejony myślenia magicznego.

Czy w innych kulturach śmierć jest tak samo stabuizowana?

AH: Spośród głównych systemów religijnych buddyzm wyróżnia się na ich tle w kontekście umierania. Budda nauczał, że śmierć to najlepszy nauczyciel. Podstawowa doktryna nietrwałości czy przemijalności przejawia się najpełniej właśnie w śmierci, a założenie, że nic nie trwa wiecznie jest podstawą uwolnienia się od cierpienia i bycia szczęśliwym. Buddyzm o śmierci mówi wprost i szczerze.

Trzeba zaznaczyć, że wiele kultur, gdzie buddyzm jest żywy, bazuje na modelu wielopokoleniowej rodziny żyjącej razem i doświadczającej narodzin i śmierci w sposób kolektywny, we własnych domostwach bez pośrednictwa instytucji. Jeszcze do niedawna również w naszym kręgu kulturowym nie należało do rzadkości przygotowywanie zwłok do pogrzebu czy domowe czuwania nad ciałem.

Takie naoczne świadkowanie umieraniu urealnia obraz świata, pomaga poradzić sobie z pierwszym zadaniem w żałobie tzn zaakceptować rzeczywistość straty.

Istnieje taka praktyka jak medytacja śmierci, gdzie wyobraża się sobie po kolei jak własne ciało przechodzi proces śmierci i rozkładu. Jakie jest uzasadnienie dla takich praktyk?

AH: Tak, jedną z praktyk buddyjskich mnichów jest uczęszczanie na miejsca pochówków by obserwować jak dzikie zwierzęta i owady rozkładają zwłoki. Jakkolwiek odrzucająco i makabrycznie brzmi ta praktyka, spełnia ono swoją rolę: zwiększenie świadomości przemijalności wszystkich zjawisk w tym własnego życia. Buddyści oprócz obserwacji śmierci innych istot, medytują też własną śmiertelność, m.in. wyobrażając sobie proces umierania własnego ciała.

Nikki Mirghafori, znana badaczka sztucznej inteligencji oraz nauczycielka buddyzmu i medytacji, w jednym z wywiadów opowiada o korzyściach praktyki maranasat. „Marana” znaczy śmierć, a „sati” to palijskie słowo tłumaczone jako uważność. Mirghafori odwołuje się do wspomnianej wcześniej Teorii Opanowywania Trwogi, sygnalizując, że w obecnych czasach w kręgu kultury zachodniej strach przed śmiercią jest ogromny a z tego strachu rodzi się zaprzeczenie i unikanie. Uświadomienie sobie, że śmierć może przyjść w każdej chwili, a nasze ograniczone zasoby – w tym wypadku czas – skłaniają do podjęcia decyzji o przeznaczeniu pozostałego czasu na czynności dla nas wartościowe, przynoszące satysfakcję – w opozycji do marnowania czasu na to co uważamy za mało znaczące.

W buddyzmie taki wstrząs wywołany uświadomieniem sobie skończoności naszego życia, poczucia, że być może zmarnowaliśmy mnóstwo czasu na rzeczy niepotrzebne. Wiąże się z tym stan pobudzenia i poszukiwania nowej drogi – samvega. Możemy rozumieć to pojęcie jako rodzaj motywacji, emocji i wglądu. Samvega jest też formą praktyki – intencjonalnie przywołuje się ten stan, by pamiętać jak ograniczonym, a przez to cennym zasobem jest czas.

Inną korzyścią płynącą z uważności śmierci jest pozbycie się strachu przed nią. Wiele czasu, pieniędzy i energii spędzamy na unikanie bądź ignorowanie faktu śmiertelności. Zaakceptowanie rzeczywistości może pomóc uwolnić te zasoby i wprowadzić więcej spokoju w nasze życie. Dzięki pogodzeniu się z własną śmiertelnością możemy lepiej towarzyszyć innym w żałobie bądź umieraniu. Oprócz zmagania się z cierpieniem drugiej osoby, zmagamy się również z wywołanym sytuacją strachem przed własną śmiertelnością.

Jeśli potrafimy ze spokojem przyjąć, że śmierć jest nieunikniona, możemy dać drugiej osobie dar pełnej uważności i obecności, niezastąpiony w tak trudnej sytuacji.

Gdzie, jak i z kim zacząć rozmawiać o śmierci?

Nie zawsze i nie dla każdego rozmowy o śmierci są komfortowe. Może trudniej rozmawiać jest z bliskimi. Wydaje mi się, że niektóre okazje czy uroczystości naturalnie torują drogę rozmowom. Święto Zmarłych, rocznice śmierci, informacja o zgonie krewnego czy sąsiadów. Warto mieć w sobie uważność i wrażliwość – nie starać się na siłę zachęcać do rozmów, a raczej być otwartymi gotowym, gdy taka okazja się nadarzy.

Death Cafe, które współprowadzę, jest dobrą okazją do porozmawiania o śmierci z różnymi ludźmi. Spotkania są otwarte, bez narzuconych tematów czy poglądów, panuje atmosfera szacunku i otwartości. Dla niektórych Death Cafe jest pierwszą okazją kiedy mogą bez oceniania porozmawiać o śmierci, umieraniu czy żałobie. Czasem łatwiej otworzyć się na nieznajomych niż na kogoś bliskiego.

Zapraszam też na mój instagramowy profil stratosfera.pl, gdzie piszę trochę o tematach śmierci, straty czy żałoby. Można tam znaleźć informacje o warsztatach, wydarzeniach czy publikacjach w tym obszarze.

Jest też kilka projektów poświęconych tematyce śmierci – m.in Instytut Dobrej Śmierci czy Fundacja Nagle Sami. Coraz częściej pojawiają się warsztaty, szkolenia, webinary czy akcje społeczne powiązane z tematyka śmierci.

Wierzę, że śmierć nie musi nieść ze sobą tylko cierpienia i traumy, a dzięki edukacji i otwarciu się na nowe punkty widzenia uda nam się nieco oswoić własny lęk i dzięki śmierci zmienić życie na lepsze.

mgr Adam Hałaczkiewicz – psycholog, psychoterapeuta w trakcie szkolenia, organizator Death Cafe w Krakowie, twórca Stratosfery

Napisz do nas

Nie ma nas teraz w pobliżu. Zostaw wiadomość, a odpiszemy najszybciej jak to możliwe :)

Not readable? Change text.